Wakacje oczami dietetyka
Zacznijmy od początku. W tym roku wyjątkowo czułam się kompletnie nieprzygotowana do jakiejkolwiek podróży. Miałam wrażenie jakbym dosłownie wyszła z gabinetu, wsiadła do samochodu i ruszyła przed siebie, zostawiając wszelkie przygotowania związane z wyjazdem. Zauroczona minimalizmem wzięłam podstawową apteczkę, kilka ubrań , suchy prowiant (wafle ryżowe, wodę, orzechy) i książki. Ta podróż nie była planowana, może dlatego, że jestem człowiekiem lubiącym improwizować mam ogromną frajdę gdy nagle coś mnie zaskakuje wywołując tym emocje bardziej lub mnie pozytywne. Wiedziałam jedno- chcę czytać. Chcę mieć poczucie, że mam czas, nigdzie się nie spieszę, nikt mnie nie pogania. Obcować z naturą- gdziekolwiek miało by to nie być. Nie miałam wymagań jeżeli chodzi o pogodę, spędzanie czasu ani również w stosunku do samej siebie. Nie oczekiwałam, że coś się będzie działo, a nawet że coś wyjątkowego tam zobaczę. Ja chciałam zajrzeć raczej do swojego wnętrza, jakkolwiek to nie brzmi. Chciałam posłuchać swoich własnych myśli bardziej niż cudzych.
Zafascynowani podróżą w ubiegłym roku zdecydowaliśmy się na Chorwację, tym razem drugą jej część - wyspę Krk, miejscowość Baśka.
Wyruszyliśmy wieczorem po kolacji zjedzonej w domu. To nie ja kierowałam samochodem więc mogłam oddać się nocnemu wypoczynkowi na tylnej kanapie. Rano wypiliśmy po kawie i zjedliśmy swoje przygotowane wcześniej kanapki. Za kilka godzin zrobiliśmy ponowny parking i zjedliśmy orzechy. Podróż minęła naprawdę płynnie. Najbardziej cieszyło mnie to, że obyło się bez przypadkowego jedzenia na stacjach, po prostu nie mieliśmy takiej potrzeby. Noclegi zarezerwowaliśmy przez booking. Wyboru dokonaliśmy bardzo szybko. Zauroczyła nas bliska lokalizacja tuż przy morzu, wspaniały ogród i cisza.
Pierwszy dzień był prawie przespany, zmęczenie podróżą dało się we znaki. Kolejne dni upływały prawie tak samo- ja brałam książkę na plażę i cały dzień oddawałam się urokom słów i pięknej lazurowej wody. Wakacje o tej porze roku okazały się świetnym pomysłem, było bardzo mało ludzi. Miejscowość Baśka chociaż z maleńką plażą Vela była wspaniałym wyborem.
Duże skupisko restauracji z dobrym jakościowym jedzeniem dostarczało nam rozrywki.
Codziennie wybierałam restaurację w której mieliśmy próbować najlepszego wg rankingu internetowego dania.I tak tez robiliśmy. Wybór padł m.in. na Bistro Forza, Ziraffa, Bistro Mango, Latino, Saloon. Wrażeń smakowych nie da się opisać. Jedliśmy powoli, wąchając , patrząc i ciesząc się owocami morza w zupełnie różnych wydaniach. To było niesamowite, nigdy nie jadłam tak dobrze przygotowanych dań.
Rozkład naszych posiłków pomimo wyjazdu pozostał regularny : rano dosyć obfite śniadanie, które przygotowywaliśmy sobie jeszcze na kwaterze, na plaży jedna, góra dwie przekąski (zwykle orzechy/ wafle i woda), późnym popołudniem obiad w restauracji, wieczorem mała przekąska lub kolacja. Wystarczyło. Byłam tym zachwycona. Oczywiście dochodziła do tego jeszcze jakaś część alkoholu wiec ją też doliczam do bilansu energii.
Spacerowaliśmy wieczorem po wąskich uliczkach oświetlonego miasta, więcej ruchu nie miałam , w przeciwieństwie do mojego męża który oczywiście wybrał spacery po górach.
Pogoda była świetna, raz doświadczyłam burzy na plaży, co było dla mnie zupełnie nowym przeżyciem. Czułam się spokojna i opanowana, choć myślami wciąż w Polsce. Przeczytałam prawie wszystkie zabrane książki, czasami miałam wrażenie ze bardziej jestem w książkowej rzeczywistości niż tej nadmorskiej i chwilami ją odkładam spacerując po szorstkim dnie morza. Bolesny peeling stóp szybko przywoływał mnie do miejsca w którym byłam. W ostatnich dniach pobytu wybraliśmy się na zwiedzanie wyspy Krk, pojechaliśmy do miejscowości Stara Baska w której wstępnie mieliśmy nocować. Nie zachwyciła nas swoim spokojem. W drodze powrotnej zobaczyliśmy zaparkowane samochody wzdłuż drogi i nie omieszkaliśmy zobaczyć gdzie są właściciele. Ku zdziwieniu za skarpą ukazała się naszym oczom przepiękna lazurowa plaża. Niewiele myśląc zeszliśmy by zobaczyć ją z bliska. Był to chyba najpiękniejszy widok ostatnich dni.
Śliczne, prawie równe bielutkie kamyczki, woda mieniąca się w tysiącach odcieni błękitu, spokój i cisza. Do tego cudownie ciepły wiatr unoszący fale. Oprna Bay- szczerze polecam.
Ostatni dzień zostawiliśmy sobie na podróż do Wenecji.Wyruszyliśmy wczesnym rankiem i po 5 h byliśmy na miejscu. Tego widoku nie da się zapomnieć, jeżeli czytasz ten tekst i nie byłaś/ byłeś jeszcze w Wenecji koniecznie tam jedź. To trzeba zobaczyć.
Ja jestem zachwycona pomimo tego że kilka osób odradzało mi tę podróż. Miasto na wodzie jest zupełnie niezwykłe, zaparło mi dech w piersiach. Przepłynęliśmy Canal Grande oglądając je wzdłuż, w tym piękne mosty Rialto i Westchnień z zupełnie innej perspektywy.
Nie było tłumu, nie było tez gorąco. Piękne, spokojne gondole i zadowoleni turyści różnych narodowości z którymi mocno się jednoczyłam. Te widoki zapamiętam na długo. Drogę powrotną przeszliśmy pieszo. Zjedliśmy naprawdę dobry włoski makaron prawie na stojąco. Za miejsce siedzące trzeba zapłacić. Swoją drogą niezły pomysł.
Włosi zachwycili mnie swoją elegancją. Dopiero tu można było poczuć prawdziwy klimat wąskich uliczek. Różnorodność przepięknych masek większych i mniejszych pobudzała wyobraźnie.
Legenda głosi, że mieszkańcy z racji swojej małej liczebności zakrywali twarz by zachować anonimowość. Wszyscy byli sobie równi. Co zapamiętam? Zapach prawdziwych skórzanych wyrobów, eleganckie witryny sklepów poprzeplatane kolorowymi pamiątkami. Maski, które swoim wyglądem przypominały twarze ludzkie czasem skostniałe, czasem ułożone w zgrabny kształt uśmiechu. Wywoływało to wszystko przyjemny dreszcz emocji. Wąskie kładki pozwalające przedostać się pod wodą na drugą stronę ulicy i wyprostowani gondolierzy. Naprawdę warto to zobaczyć.
Czasu mieliśmy tam niewiele czego bardzo żałuję. Miałam ochotę wejść do włoskiej Ristoratne i posmakować jeszcze raz prawdziwie włoskiej kuchni, którą szczerze uwielbiam. Udaliśmy się w stronę domu. Jechaliśmy całą drogę niemal bez dłuższych przerw. Malownicza trasa górska zapierała dech w piersiach.
Kolację zjedliśmy w mrocznej już Austrii gdzie jedzenie wydawało mi się przesolone i strasznie drogie, co było podyktowane przypadkowym wyborem. Właśnie z tego powodu staram się nie jadać w miejscach przypadkowych. Nad ranem tuż po wschodzie słońca zasnęliśmy jak kamienie na parkingu w Częstochowie. I już jesteśmy w domu.
Z czego jestem zadowolona ?
Z regularności posiłków i porcji (wychodziło nam to już bardzo naturalnie)
Z nowych doznań smakowych ( przekonałam się, że jestem naprawdę odważna)
Z przeczytanych książek ( dało mi to satysfakcję i przyjemność)
Z pomysłów które pojawiły się wraz z obcowaniem z ciszą ( miałam nareszcie czas)
Z poznania i doświadczenia nowych miejsc ( szczególnie urokliwej Wenecji)
Wakacje widziane oczami dietetyka nie różnią się pewnie od tych Twoich. Zawsze dużo miejsca zajmuje mi planowanie posiłków i miejsc gdzie będę jadła. Skazana na czyjeś menu wybieram z głową i rozsądkiem. Czy wróciłam szczuplejsza? Pewnie nie. Od razu po powrocie zrobiłam dzień z przewagą warzyw i owoców, naszych polskich. Świetny sezon, aż grzech nie wykorzystać tego co mamy dostępne niemal na wyciągniecie ręki.
Życzę przyjemnych wakacji. Spędź je tak jak lubisz.
Z pozdrowieniami
Wypoczeta Aga